Na kolejną już sobotnią pieszą wycieczkę zapisało się wyjątkowo dużo osób. Niestety okazało się, że frekwencja nie była aż tak duża – byłem ja i 3 dziewczyny. Nie, żebym miał z tego powodu narzekać, ale naprawdę Panowie… trochę wstyd, że tacy leniwi 😉 Pogoda była naprawdę idealna do wędrówki – lekki mróz i mocne słońce. Coś wspaniałego.
Tym razem postanowiliśmy wybrać się na Świętą Górę i opcjonalnie jeszcze dalej – na Długą Górę. Z uwagi na długość trasy spotkaliśmy się o 9 rano przy dworcu PKP w Gdyni. Odczekaliśmy przepisowe 15 minut na spóźnialskich (których nie było) i ruszyliśmy ulicą Wolności w kierunku Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Dość szybko weszliśmy do lasu i od razu zaczęliśmy wdrapywać się na pierwszy punkt widokowy, z którego rozpościerał się widok na dworzec kolejowy i port.
Następnie ruszyliśmy ku wcześniej zidentyfikowanym miejscom, które chcieliśmy odwiedzić – grobom z 1945 roku oraz krzyżowi w lesie. Niestety okoliczności pojawienia się grobów czy krzyża są mi nieznane i nie udało mi się trafić na żaden ślad informacji o genezie tych obiektów. Jeśli mieszkaliście lub mieszkacie blisko tych miejsc i znacie ich historię to proszę o kontakt lub komentarz pod wpisem.
Ciekawostką jest fakt, że w tej części lasu znajdziemy sporo drabinek i innych konstrukcji, które niewątpliwie kiedyś tworzyły tzw. „ścieżkę zdrowia”. I chociaż nadal są w stanie umożliwiającym ich wykorzystanie, to ewidentnie widać, że mają co najmniej kilkadziesiąt lat. W czasach swojej świetności musiały być ciekawą opcją na aktywne spędzanie czasu w lesie.
Od krzyża ruszyliśmy niebieską ścieżką rowerową Wejherowo – Gdynia, by po kilkunastu minutach dotrzeć do pomnika pomordowanych w latach 1939 – 1945 Strażników Przyrody Ojczystej. Pomnik ma kształt dużego głazu i wystawiła go Liga Ochrony Przyrody w dniu 1 września 1979 roku. Przy okazji wszyscy sobie przypomnieliśmy, że w czasach szkolnych należeliśmy do LOP. Nikt jednak nie potrafił powiedzieć jakie z tego powodu mieliśmy obowiązki 🙂
Kolejny punkt programu to opuszczona, schowana w lesie była jednostka wojskowa. W Trójmieście i okolicach takich ukrytych jednostek było i jest wiele. Ta, którą odwiedziliśmy to byłe koszary Marynarki Wojennej – JW 1761 – Węzeł Łączności Dowództwa MW. Obecnie teren jest kompletnie opuszczony i w znacznym stopniu rozkradziony przez złomiarzy. Jakieś dwa lata temu wojsko sprzedało ten teren prywatnemu przedsiębiorcy. My spotkaliśmy na miejscu kilku spacerowiczów oraz chłopaków biegających z ASG (Air Soft Gun).
Z jednostki poszliśmy już prosto na kładkę nad Estakadą Kwiatkowskiego. Pisząc prosto mam na myśli naprawdę prosto – na przełaj przez miejscami głęboki śnieg. Gdy ostatecznie doszliśmy do ścieżki spacerowej to osoby na niej przebywające robiły wielkie oczy co to za ludzie wychodzą z lasu… Na wspomnianej kładce jest wspaniały punkt widokowy na Estakadę oraz dzielnicę Obłuże. Miejscami droga biegnąca pod nami wcina się głęboko we wzgórze, by kilkadziesiąt metrów dalej wznosić się ponad wierzchołki drzew. Fenomenalny widok – zwłaszcza gdy jest piękna pogoda. Musimy tu kiedyś wybrać się w nocy.
O ile do Estakady Kwiatkowskiego dociera sporo spacerowiczów od strony Witomina, to dalej zapuszcza się już niewielu. My na dalszej trasie do Świętej Góry spotkaliśmy tylko 3 osoby i ewidentnie skracali sobie oni drogę między dzielnicami (co kiedyś było powszechną praktyką). Las zrobił się trochę rzadszy i pięknie było widać pagórki i wąwozy. Na rozwidleniu ścieżek skręciliśmy w prawo, na brukowaną drogę (oczywiście nie było widać, że jest brukowana – wszystko przykrywał śnieg). Dalej podjęliśmy decyzję, że do Świętej Góry pójdziemy na przełaj – nieważne czy będzie trzeba wspinać się na wzgórza, czy z nich schodzić. Mając GPS i współrzędne wiedzieliśmy, że przed nami jeszcze 750 metrów wędrówki. Po drodze nie obyło się bez wygłupów – jak np. zakopywanie się w śniegu.
W niektórych miejscach śniegu było naprawdę sporo – znacznie więcej niż w mieście. Wzniesienia może nie były wysokie, ale nachylenie terenu miejscami było znaczne. Przy podchodzeniu nieraz szliśmy w takim pochyleniu, że niemal wyglądało to tak jakbyśmy szli na czworaka. A przy schodzeniu trzeba było uważać, by się nie pośliznąć i nie zjechać. W pewnym momencie schodziliśmy zboczem w kierunku powalonego drzewa. I nagle spod korzeni zerwało się jakieś duże zwierzę i uciekło w las. Niestety nie zdążyłem zobaczyć co to mogło być. Ale był pretekst do straszenia dziewczyn bestią.
Po kilkunastu minutach takiego wędrowania, które nomen omen dało nam wiele radości i namiastkę gór dotarliśmy na wzgórze. Jego grzbietem przeszliśmy na Świętą Górę, gdzie zeszliśmy do kapliczki. Miejsce jest niezwykle urokliwe i zadbane. Widać, że okoliczni mieszkańcy wkładają sporo wysiłku w pielęgnowanie tego miejsca. Kapliczki są dwie, do tego zadbane schody oraz kilka rzędów ławek. W zasadzie, jeśli weźmiemy pod uwagę nazwę naszej wyprawy, to osiągnęliśmy cel. Ale nie dla nas 🙂 Na ławkach odpoczęliśmy i się posililiśmy, a następnie ruszyliśmy dalej.
Przeszliśmy jeszcze kawałek wzgórzem, a następnie zaczęliśmy schodzić bardzo stromym zboczem. Ostatni odcinek zejścia pokonaliśmy na tyłkach – zjeżdżając prosto na ścieżkę spacerową. Obeszliśmy dolinkę, by ominąć bardzo podmokły teren. Tu znajdują się źródła Chylonki – potoku o długości 3,2 km, który następnie przepływa przez Park Kiloński i dalej skanalizowany dociera na torfowe łąki. W dalszym biegu został już mocno uregulowany przez człowieka i włączony do rozległego systemu kanałów i rowów melioracyjnych. Końcowy odcinek potoku to obecnie kanał portowy, do którego wpada Chylonka. Niegdyś na Potoku Chylońskim, w obecnym miejscu Parku Kilońskiego znajdował się staw, gdzie spiętrzony strumień wody napędzał dwa młyny we wsi Chylonia.
Z okolic źródeł Chylonki ruszyliśmy ponownie w górę – ku miejscu skąd rozpościera się wspaniały widok na końcowy odcinek obwodnicy oraz dzielnice Demptowo i Pustki Cisowskie. Pogoda nadal była piękna – ciepło i słonecznie, a my łakomie łapaliśmy każdy promyk słońca. Ze wzgórza widać kolejne wzgórze, które tego dnia chcieliśmy przejść – Długą Górę. Wydało się nam jednak na tyle odległe, że stwierdziliśmy, że to jest dobre miejsce na kolejną wyprawę.
I wiecie co? To rzeczywiście jest dobre miejsce na kolejną pieszą wycieczkę – Długa Góra i Marszewo (a tam tajemnicze poniemieckie pozostałości budowli, których przeznaczenie do tej pory stanowi zagadkę…).
Nasza piesza wycieczka skończyła się więc tak, że zeszliśmy do ulicy Morskiej i wsiedliśmy w trolejbus, by wrócić na dworzec PKP. Dopiero gdy jechaliśmy trajtkiem uzmysłowiliśmy sobie jaki kawał przeszliśmy. Subiektywnie muszę ocenić, że widokowo to była jedna z piękniejszych tras jakie pokonałem w ostatnim czasie.
Zapis trasy, którą pokonaliśmy tego dnia: