W piątek 01/05/2015 r. wraz z resztą uczestników naszej wyprawy tj. Hanią, Iwonką, Piotrem, Robertem spotkaliśmy się na Dworcu Głównym w Gdyni, gdzie po zapakowaniu rowerów do szynobusu, wraz z innymi rowerowymi zapaleńcami wyruszyliśmy w podróż do Kościerzyny.
Podczas zawiązanych w trakcie podróży znajomości dowiedzielismy się, że trasa Gdynia – Kościerzyna jest bardzo popularna wśród miłośników dwóch kółek, o czym mieliśmy okazję przekonać się szczególnie podczas powrotu. Ale o tym później…
Trasa pociągu sama w sobie jest niezłą atrakcją turystyczną, gdyż przebiega głównie lasami. Podczas podróży podjęliśmy wspólne postanowienie, że trzeba koniecznie pokonać kiedyś tą trasę rowerem!
Po dotarciu do Kościerzyny spotkała nas pierwsza niespodzianka tego dnia… Pada!!! Krótka narada w hali dworca… jedziemy!
Trasę Kościerzyna – Wdzydze Kiszewskie liczącą 20 km pokonaliśmy w godzinę do czego motywował nas padający deszcz.
Po dojechaniu do Stanicy PTTK, która miała być naszą bazą wypadową na najbliższe 3 dni od razu udaliśmy się do tawerny żeglarskiej, gdzie otoczyliśmy wianuszkiem bijący ciepłem kominek i zaczeliśmy podnosić naszą odporność na ewentualne przeziębienie. Grzane wino i piwo oraz herbata z rumem okazały się najlepszym remedium na zapędy choroby na nasze zdrowie 😉 Dołączył tu do nas również Maciej, który biwakował już we Wdzydzach od czwartku 30/04/2015 r.
Po małej integracji i wysuszeniu przemoczonych ubrań udaliśmy się na zwiedzanie Skansenu Kaszubskiego we Wdzydzach Kiszewskich. Pogoda się mocno poprawiła, świeciło ładne słońce, a humory dopisywały.
Podczas opuszczania skansenu niebo zaczęło wyglądać bardzo „zastanawiająco”… Takie szaro – granatowe i… zaczęło grzmieć … Szybka decyzja, zostajemy, czy szybko idziemy do naszej stanicy?
Idziemy, przecież to 10 min szybkiego marszu!
Dawno już tak nie zmokłem 🙂 Deszcz i grad padał ze wszystkich stron, a że nie było gdzie się schować to pozostało tylko godnie przyjąć to, co przyniósł nam los i … udać się do tawerny.
Gwarantuję wszystkim, że kilka setek rumu może nieźle podnieść morale w takiej sytuacji! 😉
Nauczeni doświadczeniem tego dnia pozostaliśmy już w tawernie do późnych godzin nocnych, gdzie skupiliśmy się na głębszej integracji podczas kolejnych toastów i tańców.
Jedynym dylematem było tylko, czy po tak poważnej integracji damy radę przenieść się do jachtów kabinowych, które miały być naszym domem na najbliższe dwie noce. Jednak okazało się to nie takie trudne jak mogło się wydawać na trzeźwo 😉
Sobota 02/05/2015 r. to dzień rowerowy podczas którego malowniczą trasą rowerową okrążyliśmy krzyż Jezior Wdzydzkich. Trasa liczyła trochę ponad 50 km, więc spokojnie pokonaliśmy ją w ciągu kilku godzin, mając po drodze czas na przystanki w najbardziej interesujących miejscach.
Każdy z uczestników wyprawy dzielnie kręcił kolejne kilometry, a jeżeli ktoś jeszcze uważa kobiety za „słabą płeć” to powinien zobaczyć Hanię i Iwonkę w akcji 🙂
Na zakończenie tego dnia czekała nas nagroda w postaci ogniska i kolejnej integracji. A gwarantuję Wam, że po całym dniu aktywności miło jest posiedzieć w doborowym towarzystwie, posłuchać ciekawych opowieści ciekawych ludzi, pożartować, powspominać atrakcje minionego dnia i dobrze podjeść.
Niedziela 03/05/2015 r. to dzień głównie kajakowy. Po smacznym śniadaniu zostaliśmy przewiezieni do miejsca startu naszego spływu, podzieliliśmy się na dwuosobowe osady i ruszyliśmy z nurtem Wdy w kierunku Jeziora Wdzydzkiego. Rzeka na tym odcinku jest bardzo malownicza i przebiega w większości w oddaleniu od cywilizacji co dodaje jej jeszcze bardziej interesującego charakteru.
Poziom wody był akurat dość niski, co przysporzyło nam dodatkowch atrakcji co najbardziej mogą potwierdzić Robert i Piotr 😉
Po kilku godzinach spływu Wdą wypłynęliśmy na Jezioro Wdzydzkie, gdzie ostatnie kilomerty trasy pokonaliśmy wśród pływających żaglówek.
Teraz pozostało nam się już tylko spakować na rowery i wyruszyć w powrotną trasę rowerową na dworzec w Kościerzynie. Tym razem tą trasę pokonaliśmy w pięknym słońcu.
Po dotarciu do Kościerzyny znaleźliśy jeszcze czas na spacer po starówce i szybki obiad. Następnie udaliśmy się na dworzec, gdzie spotkaliśmy zdecydowanie więcej podobnych do nas aktywnych zapaleńców wracających z majówki, a podstawiony pociąg nie miał wagonu przystosowanego do trasportu rowerów… do tego obsługa pociągu niezbyt chętnie współpracowała.. co pozostało? Wziąć sprawy we własne ręce! Dosłownie! 🙂 Nie dość, że zapakowaliśmy całą naszą ekipę to jeszcze pomogliśmy każdemu kto chciał wsiąść na kolejnych stacjach. Najbardziej naszą pomoc odczuł Robert, który na własnych barkach przez prawie całą trasę trzymał rower koleżanki, która przy innych współpasażerach nie miałaby szans, aby wsiąść do tego pociagu.
Gdy dojechaliśmy do Gdyni pozostało się już tylko pożegnać i złożyć kolegom i koleżankom z naszej grupy przyżeczenie, że to nie ostatni raz, gdy wyruszyliśmy na wyprawę z Apetytem na Świat!
Z rowerowym pozdrowieniem
Wojtek
Fot. Maciej Łapiński
[justified_image_grid row_height=200 ng_gallery=84]