Styczeń 2015 – za oknem chłodno, szaro i wieje. Resztki petard leżą na chodnikach między psimi kupkami. Świąteczno–noworoczny klimat zdecydowanie odchodzi w zapomnienie.
Ale nie u nas! Apetytowicze w tym czasie opuszczają Tajlandię i zmierzają w kierunku Kambodży. Po nocy sylwestrowej spędzonej w okolicach bangkockiego China Town i pobudce o 4:40 rano, nawet drewniane ławki lokalnego pociągu wydają się odpowiednim miejscem do spania. Niektórym osobom wystarcza nawet podłoga. Nie ma to jak piękna kobieta z pomalowanymi na czerwono pazurkami śpiąca między ławkami pociągu klasy trzeciej, czyli ostatniej.
W pociągu klasy III – relacja Bangkok – Aranyaprathet
W pociągu klasy III – relacja Bangkok – Aranyaprathet
Kambodża wita nas smrodkiem na granicy, celnikami wymuszającymi łapówki od każdego jak leci oraz naciągaczami próbującymi zaciągnąć nas do swoich środków transportu. A’ propos transportu w Kambodży: królują skutery i pick-upy, na które da się upchnąć wszystko. Co może pomieścić jeden skuter? Bez problemu 5-osobową rodzinę, 4 zgrzewki Coca-Coli, pana ze świniakiem przerzuconym w poprzek lub mamę wiozącą ze szpitala 6-letniego syna, który ciągle podłączony jest do kroplówki.
Po opuszczeniu pociągu zapobiegawczo zaopatrujemy się na dalszą drogę
Granica Tajlandii z Kambodżą w Poipet
[justified_image_grid max_rows=2 row_height=140 ng_pics=2632,2633,2634,2635,2636,2637,2638]
Majestatyczne świątynie Angkor
My do miejsca docelowego, czyli Siem Reap docieramy różowym busem, a dalej poruszamy się tuk-tukami. Plan na pierwszy dzień zwiedzania obejmuje majestatyczne Angkor Wat, świątynie Bayon o ponad 200 twarzach Buddy i porośniętą przez dżunglę Ta Phrom. Widoki cieszą oczy, słońce grzeje skórę, a lokalna kuchnia w przerwie lunchowej łechta podniebienie.
[justified_image_grid max_rows=5 row_height=140 ng_pics=2639,2640,2641,2642,2643,2644,2651,2652,2653,2645,2646,2647,2648,2649,2650]
Drugi dzień w Kambodży skłania do refleksji nad tym, jaki my – Europejczycy – prowadzimy wygodny żywot. Tego dnia udajemy się na jezioro Tonle Sap, do którego dopływamy wzdłuż wioski na palach. Tutejsze domki posadowione są ponad 10 metrów nad ziemią, gdyż woda zmienia swój poziom nawet o 9 metrów (między porą suchą, a mokrą). Wokół domów ujrzeć można rybaków rozplątujących sieci, kobiety robiące pranie, biegające na golasa dzieci. Domostwa skrajnie proste, tak jak i życie ich mieszkańców.
[justified_image_grid max_rows=4 row_height=160 ng_pics=2654,2655,2656,2660,2661,2657,2658,2659,2662,2663,2664]
W Kambodży zostajemy jeszcze dwa dni, które spędzamy w stolicy, Phnom Penh. Tutaj, jak w wielu większych miastach Azji, bieda i bród kontrastują z zadbanymi ulicami wokół Pałacu Królewskiego i terenów z zabytkowymi pomnikami. Kambodża dotknięta reżimem Czerwonych Khmerów pewnie jeszcze jakiś czas pozostanie jednym z biedniejszych państw Azji Południowo-Wschodniej. O tymże reżimie i ludobójstwie dowiadujemy się całkiem sporo, zwiedzając więzienie Toul Sleng oraz Pola Śmierci. Historia jeszcze bardziej przerażająca, jeśli usłyszy się ją z ust przewodnika, którego bezpośrednio dotyczyła.
[justified_image_grid max_rows=5 row_height=160 ng_pics=2665,2666,2667,2679,2668,2669,2670,2671,2672,2673,2674,2675,2676,2677,2678]
Szóstego dnia podróży czas na Tajlandię w jej najbardziej relaksującym wydaniu, czyli plaża z świeżo wyciskanym sokiem owocowym w dłoni, zimnym Changiem (najbardziej popularne tajskie piwo), wodą z kolorowymi rybkami i małpkami na wyciągnięcie ręki. Udajemy się nad Morze Andamańskie w okolice Krabi, a dokładnie na plażę Ton Sai. Nocujemy w bambusowych chatkach, wyjątkowo blisko natury. Odgradza nas od niej moskitiera, która na szczęście nie przepuszcza komarów, karaluchów i olbrzymich ciem. Plażujemy, snorklingujemy, przemieszczamy się łódkami typu long tail boat. To wszytsko w przepięknych okolicznościach przyrody: plaża ma biały piasek, na horyzoncie widać malownicze wysepki, z drzew zwisają liany.
[justified_image_grid max_rows=6 row_height=160 ng_pics=2680,2681,2683,2684,2685,2682,2686,2687,2688,2689,2690,2691,2692,2693,2694,2695]
Jak głośno gra cykada?
Po plażowaniu nadchodzi czas na przedostatni etap naszej podróży – Park Khao Sok. Wędrując między drzewami dżungli najsilniej odczuwa się odgłosy – gdzieś coś świszczy, śpiewa, piszczy. Małpy zerkają z drzewa, pająk niewzruszony naszym towarzystwem dalej konsumuje muszkę, a pijawki w strumieniu szukają dawcy pokarmu. Kilkoro z nas okazuje się doskonałymi żywicielami, szczególnie podczas nocnego safari przez dżunglę, kiedy to konieczna okazuje się przeprawa w bród rzeki. Najbardziej niesamowity wydaje nam się odgłos wydawany przez cykady. Słychać go nawet z odległości 1 km, wydawać by się mogło, że wytwarzany jest przez jakieś urządzenia, a to napalony pan cykada wabi samiczkę tak jej przygrywając.
Odgłos wydawany przez cykadę:
[justified_image_grid max_rows=6 row_height=160 ng_pics=2696,2697,2698,2712,2714,2699,2713,2700,2701,2702,2703,2704,2705,2706,2707,2708,2709,2710,2711]
Last night in Bangkok
Z żalem opuszczamy południe Tajlandii, a ponieważ droga też jest celem, wybieramy przejazd pociągiem z leżącymi miejscami zamiast VIP autobusu. Zdania są podzielone, niektórzy śpią jak niemowlaki, inni narzekają na robaczki, których Ci pierwsi zupełnie nie zauważyli. Bangkok duszny, tłoczny, ale interesujący. Płyniemy rzeką Chao Phraya, by obejrzeć kilka obliczy Buddy – najpierw Szmaragdowego Buddę w Pałacu Królewskim, później Spoczywającego Buddę w Wat Pho, a wieczorem figurki Buddy spoglądają na nas z posążków dostępnych na Khao San Road. ,,Last night in Bangkok’’ spędzona grzecznie w łóżku przez niektórych, kończy się o 6 nad ranem dla innych. Jakby nie było, ostatniego dnia wszyscy dzielnie ruszamy na ostatnie zwiedzanie, pływamy kanałami Bangkoku, zwiedzamy dom Jima Thompsona wykonany z drewna tekowego, ostatni raz delektujemy się tajskim jedzeniem, czy też zażywamy masażu.
[justified_image_grid max_rows=6 row_height=160 ng_pics=2715,2718,2716,2717,2719,2720,2721,2722,2723,2724,2725,2726,2727,2728,2729]
Wracamy, koniec przygody. Niektórzy po 16 intensywnych dniach nabierają apetytu na polskiego schabika i twarożek z rzodkiewką, inni jeszcze by smakowali Azji…